Co jakiś czas dowiadujemy się, że ktoś znany – tzw. celebryta lub celebrytka, osoba powszechnie znana – rozważa przejście na weganizm lub została weganinem lub weganką. Czasem są to niesprawdzone wieści, których źródło ginie w gąszczu powielanych, zasłyszanych od kogoś innego informacji. Niektóre z nich później się potwierdzają, inne nie do końca. Właśnie pojawiła się informacja, że Johnny Depp został weganinem. Można było o tym przeczytać na portalu ecorazzi.com, który z kolei powołuje się na jeszcze inną stronę. Która powołuje się na jeszcze inną. To nieistotne, chociaż warto przy okazji zauważyć, że Ecorazzi jest niezłym źródłem informacji o weganizmie i celebrytach (inaczej: ploteczek). Publikuje i komentuje regularnie od lat i ma już swoją markę. Po informacje lżejszego kalibru warto tam czasem wpadać.
W tekście czytamy, że Depp zaczął się odżywiać po wegańsku i ćwiczyć za namową swojej nowej partnerki. Podobno przestał też pić alkohol i ma nadzieję na utratę lekkiej nadwagi i ogólną poprawę stanu zdrowia. Oczywiście życzymy Johnny’emu dużo zdrowia. Pięćdziesiąt lat dla mężczyzny to moment, kiedy zaczyna się trochę czuć swoje ciało, w sensie niekoniecznie najlepszym z możliwych. Szczególnie, jeśli się o ciało wcześniej nie dbało (rym).
Zastanawiamy się przy okazji jakie Depp ma oczekiwania co do efektów diety wegańskiej i czy nie są zbyt duże. Jeśli odżywiał się dotychczas całkiem nieźle, chociaż nie po wegańsku, wielkiej różnicy nie zauważy… Na marginesie póki co rzekomego weganizmu Deppa można się zastanowić nad kilkoma sprawami związanymi z weganizmem, jego promocją i postrzeganiem przez społeczeństwo. Będziemy zaczynać zdania od „wydaje się”, żeby wyrazić gotowość zrewidowania poglądów, jeśli ktoś wykaże ich mizerię (o mizerii jeszcze później wspomnimy).
Wydaje się, że rozsądnym jest pokazywać dietę wegańską jako odpowiednią, profilaktyczną czy nawet leczniczą w przypadku niektórych chorób. Nierozsądnym natomiast przedstawianie jej jako uniwersalnej recepty na wszelkie dolegliwości i gwarantowanego środka na polepszenie wszystkiego tego, co ma się kiepsko. Bez przesady – weganizm jest naprawdę dobrym wyborem, szczególnie jako narzędzie zmiany świata na lepszy dla zwierząt, bardziej sprzyja zdrowiu niż schabowe z ziemniakami i mizerią z tłustą śmietaną, ale właściwości cudotwórczych nie ma.
Wydaje się, że opieranie promocji weganizmu o nośniki zwane celebrytami ma swoje wady (oprócz zalet). Znamy przypadki znanych osób, które stały się weganami, ale znamy też przypadki spektakularnych odejść od weganizmu, równie, a może bardziej nagłośnionych przez media. Amerykańskie środowisko aktorskie ogólnie dużo eksperymentuje jeśli chodzi o styl życia, widoczne są fale zainteresowania tym i owym, a później czymś innym. I tak w kółko. Weganizm z pomocą Deppów i Clintonów pojawia się w mediach i nawet może znaleźć w ten sposób naśladowców. Z drugiej strony, nie chcemy raczej, żeby był modą. Jeśli ma pomóc zwierzętom, musi stać się czymś w rodzaju normy społecznej. No i coś oprócz zapatrzenia w gwiazdy powinno za nim stać. Jakieś przekonanie – i niekoniecznie o tym, że weganizm szybko i automatycznie poprawi sylwetkę. Raczej o tym, że to ważny życiowy wybór, którego dokonuje się nie tylko z myślą o sobie i sposób życia, który może mieć również swoje wady (które coraz łatwiej obejść).
Wydaje się – a właściwie w tym przypadku mamy pewność – weganizm to nie tylko dieta. Dieta wegańska jest częścią weganizmu, spójnej postawy życiowej wyrażającej szacunek wobec zwierząt. Bycie na diecie wegańskiej jest czymś innym niż bycie weganinem lub weganką, chociaż pieniądze niezapłacone przemysłom eksploatującym zwierzęta mają zawsze podobną wartość.
Przy okazji wzmianki o nadwadze podsumujmy informacje o weganizmie w kontekście odchudzania, które można znaleźć na blogu specjalistki od diety wegańskiej, dietetyczki Virginii Messiny. Ginny pisze:
Weganie rzadziej niż wszystkożercy mają nadwagę lub otyłość, co sprzyja promocji weganizmu. Mówiąc ogólnie, dieta wegańska jest nieco uboższa w tłuszcze i bogatsza w błonnik – dwa czynniki odgrywające ważną rolę przy kontroli wagi.
Ale Ginny pisze także, że nie każdy traci wagę na diecie wegańskiej. Niektórzy weganie czują się wręcz winni, że nie są szczupli i „nie są dobrymi wizytówkami weganizmu”. To się wiąże z tzw. problemem tzw. fat shaming i stereotypów związanych z osobami, które nie są szczupłe. I jeszcze jeden ważny cytat z jej tekstu:
To, czy ktoś automatycznie straci wagę na diecie wegańskiej zależy od tego, co jadł wcześniej i co je po zmianie diety. Ogólnie rzecz biorąc, weganizm jest dietą redukującą wagę tylko wtedy, kiedy jest związany z dietetycznymi ograniczeniami, które obniżają podaż kalorii. Nie ma czegoś takiego jak „jedz co chcesz i chudnij”. Takie podejście robi z weganizmu ot po prostu kolejną dietę. A weganizm, który ma być dla każdego, czy ktoś chce czy nie chce stracić na wadze, jest czymś o wiele więcej i znacznie lepszym.
Wydaje się, z dużą dozą pewności, że to bardzo mądre słowa.
Teksty Virginii Messiny poświęcone problemowi nadwagi i otyłości w kontekście weganizmu:
- Weight Control the Vegan Way
- Should You Go Vegan to Get Skinny?
- More on Vegan Diets and Weight Control
A że można być celebrytą i jednocześnie osobą nie tylko „na diecie wegańskiej”, ale świadomym weganinem, na dodatek baaardzo sympatycznym, dowodzi Patrik Baboumian. Pewnie dobrze wiecie o kogo chodzi. Siłacz, który przeszedł na weganizm z powodów etycznych i z pewnością nie przestał być siłaczem. Ba! Stał się jeszcze większym, oprócz mięśni jest też silny racjami, o których w bardzo przekonujący sposób opowiada. Na przykład w niedawnym wywiadzie dla TVN.